GOŚCINNOŚĆ PANA R.

Mój bliższy kontakt z Panem R. rozpoczął się, można powiedzieć, tradycyjnie. Pomagałam Mu „spacerować” na wózku, chociaż radził sobie całkiem nieźle. Robiliśmy  przystanki na pogawędki. Kiedy zatrzymywaliśmy się w kąciku przy kanapach, Pan R. dużo i bardzo przytomnie opowiadał o sobie, był pogodny. Któregoś dnia poprosił mnie o zakup czekolady. Zdziwiłam się. Wyjaśnił mi, że ma Go odwiedzić rodzina,  między innymi siostrzenica, nawet ze swoim chłopakiem. On wiedział, że pewnie goście coś dla Niego przyniosą, ale „wie pani,”- powiedział – „ja chcę ich ugościć, przecież przyjadą specjalnie do mnie.” Czekolady miały być dwie. Duże. „Milki”, bo „takie Ci młodzi lubią”. Oczywiście Pan R. zaznaczył, że zapłaci za te czekolady i umówiliśmy się, że odda mi pieniążki
za ten zakup. Po moim dyżurze pojechałam do sklepu na Piekoszowską, kupiłam dwie różne, duże „Milki” i wróciłam z nimi oraz paragonem do pana R. Bardzo mi dziękował, natychmiast wyciągnął portfel i oddał pieniądze.

Podziwiałam takie empatyczne podejście chorego człowieka do innych. To niecodzienne. Dla mnie bardzo wzruszające.

Po tygodniu zapytałam Pana R. jak się udało to rodzinne spotkanie i … On zdziwił się, o co ja pytam. Próbowałam przypomnieć te czekolady, ale niestety nic to nie dało. Pan R. powiedział całkiem spokojnie „widzi Pani, taka teraz ta moja głowa”. W następnym tygodniu już nie spotkaliśmy się
w naszym Hospicjum. Ale przecież kiedyś się spotkamy…

/Jolanta Stefańska, maj 2023/

Dodaj komentarz