Pan Antoni był wciąż niespokojny, miotał się i męczył, na długie chwile tracił przytomność, by potem być w pełni świadomy, zamknięty i milczący. Lekarz nie rozumiał, co się dzieje. Z fizycznego punktu widzenia to była agonia, ostatnie godziny. Tymczasem czas mijał, a koniec nie nadchodził. Medyk podszedł do zaufanej, doświadczonej wolontariuszki. „Pani Jolu, pomoże Pani? Proszę porozmawiać…”.
Powoli, z wielką delikatnością wolontariuszka rozpoczęła jedną z najtrudniejszych rozmów swojego życia. Długo i cierpliwie składała urywane fragmenty zdań. W końcu zrozumiała: umierającego mężczyznę dręczyła myśl o pozostawionej bez środków do życia niepracującej żonie.
Wolontariuszka nie myślała długo: odszukała adres zamieszkania Pacjenta, dotarła do urzędu gminy
i krążąc uparcie między urzędnikami zdobyła wiążącą deklarację zatrudnienia żony pana Antoniego. „Proszę pamiętać, że to obietnica dla umierającego człowieka…”- zastrzegła jeszcze i popędziła
na oddział paliatywny, do Pacjenta, z nowiną.
Odchodził, jak każdy powinien, łagodnie i w spokoju.