Specjalne miejsce

Panią D. zastałam już w ZOL-u, gdy zaczęłam być kieleckim wolontariuszem, Teraz, kiedy odeszła, dowiedziałam się, że była tu prawie od początku istnienia placówki. Długo, bardzo długo. Pani D. była małomówna, ale zawsze odpowiadała na pytania i uśmiechała się przy tym delikatnie. Była bardzo pogodna. Bardzo rzadko o coś prosiła, częściej dziękowała – np. za podaną herbatę podczas czwartkowych Podniebnych Cudów, w których przeważnie uczestniczyła, ale też za każdą, nawet najdrobniejszą, udzieloną jej pomoc.

Martwiła się każdym siwym włosem. Miała ich niewiele, ale uważała, ze to razi i że musi koniecznie włosy ufarbować. Któregoś dnia razem z panią, która ją odwiedziła. przekonywałyśmy panią D., że farbowanie jest zupełnie niepotrzebne. Wygląd włosów był jednak dla niej bardzo ważny. Kiedyś poprosiła mnie (wyjątkowo o coś poprosiła) o kupno grzebienia, bo swojego nie mogła znaleźć, a bez grzebienia ani rusz. Oczywiście obiecałam, że kupię, ale szybko odnalazł się ten własny, poszukiwany. Tak to tutaj w Hospicjowie bywa z  zaginięciami różnych ważnych rzeczy osobistych.

Pewnego dnia, po niedługim pobycie w szpitalu, pani D. opowiedziała mi, że znaleźli jej tam podobno jakąś groźną chorobę, Nie wiedziała jaką, ale dziwiła się, bo „przecież czuje się dobrze i nic nie boli”. Przyzwyczaiła się już pewnie do swojego stanu zdrowia, ciągłego przysypiania w pozycji siedzącej ze zwieszoną głową i poruszania się na wózku inwalidzkim w „swoim domu” przy ul. Mieszka i nie narzekała właściwie na nic.

Jednak była coraz słabsza, co wszyscy widzieliśmy. Ale wiadomość, że odeszła była dla nas wolontariuszy wstrząsem. A jeszcze chyba większym dla pani M. z sąsiedniego łóżka, która akurat wtedy była w szpitalu. Po powrocie wypytywała mnie o panią D. i twierdziła, że słyszała tam, w szpitalu, jej wołanie, przekonywała mnie, że to na pewno był jej głos. Mogło tak być, obie panie były przecież zżyte i myślały o sobie, pewnie w trudnych chwilach szczególnie.

Nadal nie mogę się przyzwyczaić, że stałe miejsce pani D. przy stole czwartkowych spotkań zajmuje już ktoś inny. Staram się myśleć, że pani D. ma już swoje, znacznie lepsze, po prostu wyjątkowe, dla niej przygotowane miejsce w Niebie.

 

Wolontariuszka J.

Dodaj komentarz