Dzisiaj w piątek, ostatniego maja, dowiedziałam się, że Pani E. odeszła we wtorek wieczorem.
Szłam dziś do hospicjum z wielkim niepokojem, że mogę Jej już jej nie zastać, bo ostatnio widać było, że gaśnie. A jeszcze dwa tygodnie temu ze smakiem zjadła naleśniki z dżemem jagodowym, które Jej przyniosłam, bo wspominała wcześniej, że takie lubi szczególnie.
Pani E. była u nas kilka miesięcy, niestety bez możliwości opuszczania łóżka. A mimo to bardzo pogodna, rozmowna, dbająca o swój wygląd. Kiedyś nawet przygotowała się szczególnie do występu przed kamerą. Mówiła o hospicjum. To Ona powiedziała mi kiedyś, że była wcześniej w hospicjum w innym mieście i że tu u nas jest o wiele lepiej – to była miła wiadomość. Podziwiałam Ją za to, że zdając sobie doskonale sprawę, że lekarze już mogę już uratować jej życia, nie była załamana, nie narzekała na swój los, a nawet martwiła się o innych. Chociaż… nie tak dawno płakała, bo czuła się bardzo słaba, a liczyła, że może stanie się jednak jakiś cud, bo ostatnio jej chora noga przestała boleć. Dość trudna była wtedy nasza rozmowa.
Pani E. bardzo często była odwiedzana nie tylko przez najbliższą Rodzinę (szczególnie bardzo współczuję Jej Mamie, oczywiście Dzieciom i Wnukom również), ale i przez koleżanki. Widać, że była osobą lubianą. Przeze mnie też. Chyba wzajemnie polubiłyśmy się, mówiłyśmy sobie po imieniu.
Niestety ciężka choroba powoduje czasem bardzo niekorzystne zmiany osobowości. Jakiś czas temu pani E. poprosiła o przeniesienie do innej sali, bo … bardzo jej dokuczała dawna przyjaciółka z sąsiedniego łóżka, choć w rzeczywistości nic złego się nie działo. Na szczęście po jakimś czasie ten fatalny stan umysłu Pacjentki się poprawił i nawet któregoś dnia zmartwiona pytała, czy przyjaciółka jej przebaczy nieuzasadnione oskarżenia.
Mam dziś smutny dzień. Ta wiadomość o odejściu E. to tak, jak wiadomość o odejściu kogoś z wieloletnich znajomych, bliskich mi osób. W jakiś szczególny sposób zżywamy się, my wolontariusze w budynku przy ul. Mieszka I, z niektórymi podopiecznymi, chociaż nie widujemy się przecież każdego dnia.
Bardzo mi żal, że nie dane było Pani E. nadal cieszyć się życiem tu na ziemi z kochaną przez Nią Rodziną. Była przecież jeszcze dość młoda. Jakoś tym razem wiara, że Oni Wszyscy się przecież spotkają, jest słabym pocieszeniem. Wiem, że już nie cierpi, wierzę, że jest w Niebie… Może stamtąd będzie czuwać nad swoimi bliskimi..? Chciałabym Ją kiedyś spotkać.
Wolontariuszka J.