Pani H. była z nami, myślę, około roku. Zawsze spokojna, niespecjalnie rozmowna. Kiedyś jednak opowiadała mi o swojej rodzinie, pracowitym życiu i długoletniej chorobie. Miała trudności z mówieniem, pod koniec życia także z przełykaniem. Od wielu lat „przykuta” do wózka inwalidzkiego, nie poruszała też żadną ręką. Mimo to była zawsze pogodna, miła, czasem nawet trochę żartowałyśmy.
Podczas swoich piątkowych wizyt w Hospicjum, zwykle pomagałam Pani H. w zjedzeniu obiadu. Jej nieczynne ręce wymagały zastąpienia i dlatego konieczne było karmienie. Nie grymasiła, przeważnie wszystko jej smakowało. Przypominała, żeby w trakcie jedzenia podać jej leki, które, na szczęście, bez problemów połykała.
Zawsze, kiedy pozwalały jej na to siły uczestniczyła w codziennej Mszy Świętej. Chętnie też bywała na czwartkowych Podniebnych Cudach, chociaż nie zawsze była w stanie dotrwać do końca. Prosiła wtedy o wcześniejsze odwiezienie do pokoju. W okresie letnim bywała na zewnętrznych spacerach z rodziną, co dawało jej dużo radości. Czasem wracała do rodzinnego domu na kilka dni, a wolontariusze bardzo się wtedy cieszyli, że ma się lepiej.
Niestety któryś z kolei pobyt w szpitalu, okazał się bezpowrotny. Miejsce Pani H. w naszym Hospicjowie pozostało na jakiś czas puste. I znów nasze niedowierzanie, gdy dotarła do nas wiadomość, że już się nie zobaczymy. A na pewno nie w ziemskim życiu.
Ufam, że Pani H. jest już pełnosprawna i szczęśliwa.
Wolontariuszka J.
Wzruszająca historia, popłakałam się…