Czwartki dla Pacjentów Hospicjum i Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego Caritas Kieleckiej to dzień szczególny – na poddaszu budynku odbywają się „Podniebne Cuda”. Kto tylko może i ma ochotę uczestniczy w tych cotygodniowych, zwykle muzycznych, podwieczorkach. To jest miejsce i czas, gdzie my, wolontariusze, spotykamy pierwszy raz naszych podopiecznych, z którymi później widujemy się na ich salach, w świetlicy, na mszy świętej. Także na korytarzu, po którym czasem wspólnie spacerujemy.
Tak właśnie zaczął się mój kontakt z Panem A., który chętnie „spacerował” na wózku pchanym przeze mnie. Dużo rozmawialiśmy, właściwie ja przeważnie słuchałam. Pan A. opowiadał mi o swojej pracy, wypadku na budowie, o sporcie, który uprawiał, o miejscu zamieszkania, swojej Rodzinie. Nasz kontakt trwał kilka tygodni. Pomagałam Mu w spożywaniu posiłków, „załatwiałam” dodatkowy kisiel, który był Jego ulubionym drugim śniadaniem.
W Wielki Piątek karmiłam Pana A., słabego, leżącego w łóżku, obiadem. Od pewnego czasu nie miał już siły siedzieć na wózku. Smakowała Mu bardzo zupa ogórkowa, zjadł też trochę drugiego dania – pytał czy postne, bo pamiętał, jaki to dzień. Przy tej okazji wspomniał nawet dzieciństwo i surową Babkę (podkreślił to, że nie mówi nigdy Babcia, a „zwyczajnie” Babka), która miała zwyczaj w Wielki Piątek zasłaniać wszystkie lustra. Przy tym obiedzie powiedział mi, że bardzo lubi barszcz ukraiński, ale jego żona nie umie go dobrze gotować. Jest to również moja ulubiona zupa, więc zaproponowałam, że jak będę ten barszcz kiedyś gotowała na obiad, to przyniosę Mu w termosie. Pan A. się ucieszył, powiedział, żebym się nie spieszyła, że za jakiś czas.. Niestety nie zdążyłam. Bardzo mi smutno, że nie dotrzymałam słowa. Dwa tygodnie później Pan A. był już w lepszym niż hospicjum miejscu…
A słowo Hospicjum oznaczało dawniej: schronisko dla podróżnych, pielgrzymów, gospoda-stancja dla uczniów (wg „Słownika wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych” Władysława Kopalińskiego).
I dziś bywa częścią naszej życiowej podróży.