Wspomnień z wolontariatu w hospicjum jest wiele, lecz jedno z nich pomimo upływu tylu lat wciąż mnie ujmuje i wciąż jest blisko.
Był to moment kiedy po tygodniowym pobycie jako przyjezdni wolontariusze z Kielc opuszczaliśmy puckie hospicjum rozstając się z pacjentami. Przechodząc z sali do sali zostawialiśmy już za sobą pożegnalne uściski dłoni, uśmiech… Wychodziłam już od ostatnich mieszkańców placówki, idąc w kierunku wyjścia z oddziału, kiedy zauważyłam, że przez korytarz w bardzo wolnym tempie idzie jeden z nich: drobny, bardzo chudy starszy Pan. Przystanęliśmy oboje i zaczęliśmy rozmawiać. Na koniec rozmowy zapytał wprost czy jutro też będę. Wytłumaczyłam, że jesteśmy przyjezdnymi wolontariuszami i to właśnie dzisiaj jesteśmy ostatni dzień. Nie ukrywał swojego zaskoczenia. Nagle wyciągnął ręce na tyle ile mógł chcąc mnie przytulić. Był to mocny uścisk pomimo jego bardzo chudych i drżących rąk, a w tym objęciu była ogromna siła. W tej chwili świat się na moment zatrzymał. Tyle czułości, szczerości i wdzięczności w jednym objęciu nigdy nie czułam. To ja się wtedy poczułam jak pacjent, bo ktoś się w tej chwili mną zaopiekował, przygarnął. Poruszyło mnie to do granic, nie byłam w stanie już nic powiedzieć. On podziękował, uśmiechnął się i podreptał dalej. A ja wyszłam dostając najpiękniejszy prezent jakim było przygarnięcie w objęciu.