Nie poznałam jego historii, tylko hospicyjne „tu i teraz”. Przez czas pobytu w Hospicjum zaskarbił sobie sympatię wielu, jako „prawdziwy uroczy gaduła”, dowcipny i inteligentny. Przy tym – choć w pełni świadomy tego, gdzie jest i co to oznacza, stanowczo wzbraniał się przed dramatyzowaniem i rozpaczą. Silny człowiek.
Pan Piotr.
Trzy tygodnie przed śmiercią na koncercie ludowej kapeli wyjechał wózkiem na środek sceny i w wianuszku pań w barwnych strojach śmiał się, tańczył i śpiewał. Wtedy z pewnością czuł się szczęśliwy.
Potrafił myśleć o innych i okazać wdzięczność i tym właśnie powodowany poprosił wolontariuszkę o pomoc w zorganizowaniu jego imienin i przygotowaniu dość ciasta, by mógł nim poczęstować wszystkich: pacjentów, pracowników i wolontariuszy. Czuł się w naszej placówce dobrze i był mile zaskoczony atmosferą i wsparciem: nie spodziewał się ani wolontariuszy, ani tyle troski od personelu medycznego, ani atrakcji w rodzaju cotygodniowych koncertów. Bardzo mu na tym jego geście wdzięczności zależało, dlatego zmobilizowaliśmy siły, żeby organizacyjnie sprostać.
Jeszcze tydzień przed dniem, kiedy uroczystość miała się odbyć, w czasie rozmowy na ten temat, złapał mnie za rękę i trzymał tak mocno, że zdumiałam się jego żelaznym uściskiem, tak nieadekwatnym do jego stanu.
Ale mimo siły jego ręki czułam, że coś jest nie tak. Zamyślał się zbyt często, gubił wątek w rozmowie…
W dniu planowanej uroczystości już gasł. Nie było mowy o poczęstunku czy uczestnictwie w zabawie. Zaniosłam mu ozdobną kartę z życzeniami od wolontariuszy i postawiłam na stoliku. Miał półprzymknięte, zamglone oczy, bardzo ciężki oddech i był pogrążony w niespokojnym śnie. Pożegnałam się w myślach.
Odszedł nazajutrz, w przeddzień imienin. Mam nadzieję, że wie, że przygotowaliśmy dla niego tę kartkę i ciasta, że znów grał dla niego ludowy zespół, i że wie, że jest dla nas ważny. Nadal.